Strony

sobota, 2 lipca 2016

Reykjavik



No i jest. Stolica Islandii. Mieszka w niej 2/3 całej populacji narodu na wyspie. 
Zatrzymaliśmy się w samym śródmieściu. Znaleźliśmy świetny nocleg przez airbnb, u bardzo miłych gospodarzy.

  

Reykjavik to miasto bardzo przyjemne w skali, niewielkie, nawet jak na standardy europejskie, a już na pewno jak na stolicę europejskiego kraju, to wręcz mikro-miasto.
Metra tu nie uraczysz, nie ma nawet mowy o tramwaju. Ale autobusy jeżdżą. W zasadzie to większość ciekawych rzeczy da się zejść na piechotę, o ile nigdzie się nie spieszymy.





 



Justyna decyduje się na wieczorne zwiedzanie, ja nie mam siły i zalegam w naszym rejkjawickim hiltonie u Gudmundura.
Justyna trafia na coś w rodzaju rynku (mikroskala, znów), gdzie akurat telebimują transmisję ćwierćfinału Euro2016, gdzie Polska walczy dzielnie z Portugalią.
Na placu tłum Polaków, dziarsko kibicują, co jak się okazało, nie dało nam jednak awansu. Ale i tak jest fajnie!

 

Po wieczornym obchodzie Justyna już zna właściwie całe miasto i dzięki temu wiemy, co nazajutrz warto zobaczyć, wykorzystując nasz ostatni dzień na Islandii.

No więc rano zaczynamy od wizyty w Nordic House. Obiekt jest poświęcony kulturze krajów i krain nordyckich (Danii, Norwegii, Szwecji, Islandii, Finlandii, a także terytoriów autonomicznych Grenlandii, Wysp Owczych, Wysp Alandzkich oraz Laponii).



Budynek Nordic House jest niezwykły sam w sobie. Zaprojektowany w latach 60. XX wieku przez jednego z największych architektów ubiegłego stulecia (a może i wszechczasów?) - Fina Alvara Aalto, otwarty został w roku 1968. Jak zwykle u Aalto - świetna przestrzeń, genialnie zaprojektowana, wymykająca się konwenansom i szufladkowaniu w style architektoniczne i artystyczne. Często Aalto opisywany jest jako architekt modernizmu, a jego obiekty jako modernistyczne. No fakt, żył i tworzył w czasach, kiedy modernizm i styl międzynarodowy się rozwijał. Ale żeby od razu modernista? Uważam, że podobnie jak F.L. Wrighta, Alvara nie da się wrzucić w szufladkę. Był jedyny w swoim rodzaju. No bo jak porównać najznamienitsze nawet przykłady modernizmu i international style, takie jak chociażby Willę Tugendhadtów Miesa van der Rohe, czy też zabudowania Bauhausu autorstwa Gropiusa, czy nawet międzynarodowy show budownictwa nowoczesnego z roku 1929 zaprezentowany na wystawie osiedla Weissenhof z tym, co robił Wright i Aalto? Na przykład z budynkami akademików MIT w Cambridge, Massachussetts w Stanach Zjednoczonych? No nijak się ma jedno do drugiego. Aalto wymyka się stylom, zasadom, modom i wszystkiemu co ma jakikolwiek -izm w nazwie. 
Po prostu projektował dobre przestrzenie, w którycyh ludzie dobrze się czuli, i w nosie albo i głębiej miał, jaki styl to może przypominać. Z reguły nie przypominało żadnego. Podobnie też jest i z Nordic House. To jedno z jego późniejszych dzieł. Tym samym może bardziej dojrzałe, pełniejsze, doskonalsze?









 

  

Nie wiem czy było to zamierzeniem Aalto, ale na pewno nie miałby nic przeciwko. W duchu SLOW - naokoło budynku miejskie grządki, szklarnia. A dalej ciekawy miejski park, o lekko zdziczałym charakterze. Po prostu przecudnie.

Trochę fotografii z wnętrz Nordic House:







 



Zaraz obok Nordic House jest budynek Uniwersytetu Islandzkiego. Nie wiem kto i kiedy zaprojektował rozbudowę o ten nowoczesny obiekt, ale po półgodzinie tam wiedzieliśmy już, że jest to dobre miejsce do studiowania i pracy. Duża dbałość o materiał i detale, dobra akustyka i przyjazna, przemyślana przestrzeń. 
Bryła z zewnątrz może budzić kontrowersje, wydaje się nieco pretensjonalna, nieco na wyrost. Z detalami robionymi nieco na siłę... Niski budżet, czy przerost ambicji architekta? Może jedno i drugie... A może chęć dorównania, prześcignięcia stojącego obok od dziesięcioleci wielkiego, skromnego Aalto? Nie wiem. W każdym razie jest, taki ambiwalentny budynek na campusie Uniwersytetu Islandzkiego.





 

O ratuszu miejskim nie będę się rozpisywał. Dobry przykład postmodernistycznej architektury, z ciekawym wkomponowaniem tzw. powierzchni biologicznie czynnych (czyli wody i zieleni, w tym w wydaniu wertykalnym!)
Ale w ratuszu jest makieta całej Islandii. Warto zobaczyć.

 

Hallgrímskirkja - charakterystyczny kościół, którego nie sposób nie zauważyć. A jak się już zauważy - nie zapamiętać. 



Długo się zastanawiałem, na czym polega jego wyjątkowość, jeśli chodzi o bryłę i kompozycję.

  

Dopóki nie natknąłem się na zdjęcia miejsca na Islandii, które ominęliśmy... 


Źródło: http://www.reykjavikboulevard.com/wp-content/uploads/2013/01/island14.jpg

Żródło: https://media-cdn.tripadvisor.com/media/photo-s/06/f5/91/ca/iceland-s-mini-giants.jpg

Prawda? 

To bazaltowe kolumny na plaży Reynisdrangar na wybrzeżu południowym.

I tak dochodzimy do absolutnego hitu architektury współczesnej i nowoczesnej w Reykjaviku (i w sumie nie tylko).
Obok Muzeum Żydowskiego w Berlinie i Opery w Oslo, jeden z niewielu budynków świata, który wywarł na mnie mocne wrażenie.
Opera i filharmonia Harpa.
Projekt jest wynikiem konkursu, rozstrzygniętego w roku 2005. Realizacja miała miejsca w latach 2007-2011. 


Obiekt zaprojektowało konsorcjum dwóch biur: uznanego duńskiego Henning Larsen Architects (odpowiedzialni m.in. za operę w Kopenhadze) oraz mniej znanego Batteríið Architects z Islandii właśnie. 
Podobnie jak w operze w Oslo autorstwa biura Snøhetta, inspiracją była natura. Tam - lodowa kra, a tutaj w Reykjaviku - kryształy i skały. I podobnie jak tam - efekt nie został osiągnięty dekoracjami, czy jakimiś skomplikowanymi bryłami, a geometrią i strukturą. Siłą projektu jest idea prostego geometrycznego kształtu tłumacząca strukturę kryształu na język konstrukcji budowlanych. Wynikiem tego prostego działania jest bogaty i ciekawy kształt fasad i dachu. Wszystko pokryte szkłem. Co jakiś czas szklane elementy pokryte są jakąś refleksyjną powłoką, co daje niesamowity efekt rozszczepienia światła.

 
 




Za projektem fasady stoi artysta / architekt Olafur Eliasson.
Uważam, że genialnie udało oddać mu się to, co widzieliśmy na diamentowej plaży i w lodowej lagunie. Kryształ lodu w języku architektury to jest właśnie to.
Fasada ukształtowana w ten sposób wydaje się spełniać jeszcze jeden cel - dodatkowej izolacji termicznej i akustycznej. 

Niestety - jak każdy medal, ten też ma dwie strony. 


Jak widać - projekt fasady jest genialnie sprzątaczkoodporny. Można też potraktować nóż do masła jako instalację artystyczną i się nim zachwycać. Coś w tym jest. Autor dzieła nieznany.

Konstrukcja fasady została wykonana w 100% w jednej z chińskich stoczni i przewieziona do złożenia na miejsce. 
A zatem - made in China.

Tym mocnym architektonicznym akcentem prawie że kończymy zwiedzanie Reykjaviku. Jeszcze tylko lunch / obiad w świetnym barze w porcie - The Sea Baron / Saegreifinn. Polecamy, wreszcie nam się udało zjeść rybkę na Islandii.




Poniżej jeszcze kilka migawek ze stolicy Islandii.


 

 

 


Galanteria skórzana powyżej - wykonana ręcznie ze skór lokalnych ryb. A konkretnie tych:


Petarda! Nigdy bym nie wpadł, że można zrobić takie cuda z dorsza!

 


No i czas już na nas. W drodze na lotnisko żegnamy się jeszcze wzrokiem i aparatem z islandzkimi krajobrazami półwypsu Reykjanes. Może jeszcze tu wrócimy. Chyba warto.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz