poniedziałek, 15 sierpnia 2016

Park pałacowy w Maciejowej

Park w Maciejowej



Dzisiaj wyrwałem się sam na wypad rowerowy. Rower pożyczony, wypożyczalnia przy Osadzie Śnieżka, w której akurat spędzamy letnie wakacje. Warunki rowerowe w okolicy świetne, ścieżki, drogi itp. Nic tylko pedałować.
No więc dopedałowałem na przedmieścia Jeleniej, i zapragnąłem wjechać na szczyt Maciejowej.
I co znalazłem na szczycie? 
Zrujnowaną wieżę widokową z końca XIX wieku, postawioną w miejscu dawnej wieży rycerskiej przez ówczesnych właścicieli okolicznych terenów - Beckerów.

 

 



Jak widać, ktoś dba o to miejsce, chyba od niedawna. Są tablice i opisy miejsc, a nawet wyznaczone trasy / ścieżki przez, jak się okazało - park pałacowy.
Wychodzi na to, że wdrapałem się na Maciejową nie z tej strony i odkrywam tajemnice od końca. Nic to, jadę dalej.







 

Totalne zaskoczenie i absolutne wrycie w ziemię. Rodzinne mauzoleum ostatniego z Beckerów na tych ziemiach. Budowla z końcówki XIX wieku. Czerwony granit, marmury... Stan - opłakany, ale pozytywnie coś się z obiektem dzieje. Ktoś przeprowadza renowację obiektu i otoczenia.
Krótka wspinaczka po resztkach schodów, wizyta wewnątrz... Palą się znicze, są świeże kwiaty, ktoś pamięta, przychodzi, dba. Bardzo to budujące, że mimo ruiny w jaką popadł park i mauzoleum, to jest ktoś, komu to nie jest jednak obojętne.
Zaglądam w dół schodków do krypty...



Czy to trumna? 

Z mieszanymi uczuciami ruszam dalej w dół parku, obok ocalałych dwóch z 11 stawów.



Jest informacja o pałacu Beckerów... W roku 1964 zaorany, ślad nie został. Teraz stoi hurtownia budowlana... Ehhh... 
Na pocieszenie - rejon Karpacza, Łomnicy, Kowar jest zwany doliną pałaców, zachowało się ich bardzo, bardzo dużo.
Ten jest jednym z tych, którym się nie udało dotrwać do naszych czasów.
Szkoda.
Ale park, Maciejowa z wieżą i mauzoleum - niesamowite. 
I ktoś mimo wszystko o to dba, przeprowadza renowację obiektów i rewaloryzację parku. Nie wiem kto, bo informacje były niepodpisane, ale może na fanpage "Zapomniany Park i Pałac Maciejowa" można dowiedzieć się więcej.



piątek, 12 sierpnia 2016

Twierdza Kłodzko



Czołg w twierdzy

Zdjęcie powyżej może trochę mylące, bo twierdza pochodzi z wieku XVII, a ukończona została w wieku XIX jako jedno z największych założeń obronnych i fortyfikacyjnych nowożytnej Europy.
No ale czołg też znajduje się tu nie bez powodu - w twierdzy kręcono część zdjęć do polskiego serialu wojennego wszechczasów - "Czterech pancernych i psa".
O muzeum i oprowadzaniu przez przewodnika nie będę się rozpowiadał, bo jest podobne jak w wielu miejscach w Europie i na świecie. Poza tym wiele można się dowiedzieć w przewodnikach i internecie, chociażby tutaj.




A dlaczego twierdza Kłodzko znalazła się na blogu? 


Z dwóch powodów:
1. Założenie jest w całości oryginalne, jakimś cudem niezniszczone przez żadne działania wojenne.
2. Zawiera ewenement na skalę światową - tunele (chodniki) kontrminerskie zachowane w całości.

 

I właśnie to drugie jest najbardziej ciekawe. 


Co to są chodniki kontrminerskie? 


Otóż jest to taki wynalazek sztuki fortyfikacyjnej, który polega na budowaniu podziemnych tuneli o różnej konfiguracji, wybiegających kilkaset metrów w przedpole fortecy w stronę, z której mógł atakować wróg. 
Tunele te w założeniu miały być zaminowywane i w razie potrzeby wysadzane przez obrońców twierdzy, aby niszczyć w ten sposób umocnienia, pozycje, uzbrojenie i ewentualne podkopy tworzone przez wroga oblężającego twierdzę. Taka zabawa w Dynablaster.
Te w Kłodzku wybiegają 200 m przed twierdzę i mają łączną długość 7 km! Tunele nie były nigdy użyte w warunkach bojowych, więc całość jest dostępna, z czego do zwiedzania przystosowano 1 km. Przejście z przewodnikiem w stroju z epoki (nasz był akurat w mundurze pruskim, gustownym, żółto-niebieskim) jest ciekawym przeżyciem, zwłaszcza jak zgaśnie światło. Można się wtedy poczuć, jak prawdziwy miner z tamtych czasów, który przecież miny w tunelu budować musiał w całkowitej ciemności. Nie było bowiem dobrym pomysłem podchodzenie ze światłem (czyli płomieniem) do ok. 3 ton ładunku wybuchowego składającego się w całości z czarnego prochu.
Większość tuneli w Kłodzku ma wysokość 150-160cm, niewiele - 180-190cm, a kilka - 90-100 cm. Ta najniższe to tzw. tunele nasłuchowe. Minerzy sprawdzali w nich, czy słychać przeciwnika budującego podkop pod twierdzę.
Przy okazji zwiedzania dowiedziałem się dwóch ciekawych rzeczy, w tym jednej o sobie:
1.  nie mógłbym być minerem, bo:
   a) jestem za wysoki (minerzy mieli do 160cm wzrostu, aby biegać bez pochylania się w tunelach)
   b) po 10 minutach chodzenia w tunelach pękłby mi kręgosłup, co bezpośrednio zresztą wiąże się z punktem a)
2. zawsze zastanawiało mnie i napawało głębokim zdumieniem nad nieskończoną głupotą ówczesnych generałów. Po jaką cholerę mundury wojsk z czasów napoleońskich miały takie kretyńskie, jaskrawe kolory i równie kretyńskie czapki? Zawsze wydawało mi się to mega głupotą, aby wychodzić w pole do bitwy ubranym jak pajac na paradzie, stawać w rządku i strzelać do równie idiotycznie ubranych pajaców po drugiej stronie. Po czym tamte pajace (te które nie padły po pierwszej salwie) robiły to samo. 
Ha! Otóż do czasu tylko! Po kilku salwach pole bitwy robiło się tak zadymione od palonego czarnego prochu, że nie było widać końca lufy własnego muszkietu, nie mówiąc już o reszcie oddziału. Zwłaszcza przy bezwietrznej i wilgotnej pogodzie, kiedy właściwie cały ten siwy dym słał się tuż przy ziemi. Nie było widać dosłownie nic. Poniżej namiastka:


źródło: http://www.twierdza.klodzko.pl/media/k2/items/cache/2ff2ba0051687eef5ca0459cf942940c_XL.jpg

źródło: http://s.tvp.pl/images/4/6/3/uid_4636d72eddb10152677383a3d14281081434538023107_width_700_play_0_pos_3_gs_0.jpg

No i zagadka rozwiązana. Śmieszne czapki i stroje jak z odpustu miały bardzo praktyczne zastosowanie - lepsza widoczność i orientacja dowódców wojsk podczas bitwy. Inaczej - zero kumacji kto gdzie jest i do kogo strzela. A łączności radiowej i współrzędnych geograficznych podawanych przez radio - nie było.

No to się dowiedziałem, co zresztą zmieniło trochę moje podejście do sztuki wojennej tamtych czasów o tyle, że już się z niej tak nie naśmiewam jak kiedyś. Może spojrzę teraz łaskawszym okiem na mundury legionów.

W każdym razie - miejsce oryginalne, niezbyt zaśmiecone przez budy, dmuchańce i inne przejawy radosnej kapitalistycznej twórczości. A chodniki kontrminerskie - po prostu petarda!

środa, 10 sierpnia 2016

Stezka v oblacích



Spacer w chmurach

Stezka v oblacích, inaczej mówiąc - Ścieżka w chmurach, a w języku międzynarodowym - marketingowy Skywalk.

Kto by się spodziewał, że w czeskiej gminie Dolni Morava liczącej 300 mieszkańców (gmina!) powstanie ewenement na skalę europejską (a może i światową?)
A jednak! W grudniu 2015 oddano do użytku konstrukcję będącą połączeniem wieży widokowej, platformy spacerowej i, uwaga, zjeżdżalni!
Rzecz jest nowiutka i powstała, bądź co bądź, chyba z pobudek ekonomicznych. Ale co tam, nie umniejsza to przecież autentyczności tego niesamowitego tworu.







Trochę liczb:
- 1116 - wysokość w m n.p.m
- 55 m - wysokość konstrukcji
- ok. 100 m - długość zjeżdżalni
Atrakcja leży na szczycie Śnieżnika. Dostać się tam można na dwa sposoby - wyciągiem krzesełkowym (4 osoby), do którego trzeba kawałek dojść z parkingu, lub też - trasą pieszą. Można też rowerem lub hulajnogą w wydaniu górskim (!)
My wjechaliśmy wyciągiem.





U góry jest przyjemna knajpka oraz milusi plac zabaw dla dzieci.
Na górny taras SkyWalku wchodzimy po łagodnej i szerokiej rampie, tak samo też schodzimy. Ale możemy też zjechać po zjeżdżalni - monstrum. Niestety, podczas naszego pobytu była nieczynna. Nie natknąłem się również na żadne filmy pokazujące zjazd tym potworem. Także nie wiem w sumie, czy ktokolwiek kiedykolwiek z niej zjechał.



 

  



Na górnej platformie czeka na nas ciekawe przeżycie (dla chętnych oczywiście) - przejście po siatce nad 50-metrową otchłanią górskiego powietrza. 



Cokolwiek by o tym miejscu nie mówić i nie myśleć - na pewno architektonicznie i konstrukcyjnie jest to rzecz niezwykle ciekawa i wyjątkowa. Budzi zaciekawienie i podziw, miejscami przestrach i respekt. 
Przy dolnej stacji wyciągu na Śnieżnik jest też niesamowity plac zabaw dla dzieci. Niestety płatny, ale warto - mało jest takich placów zabaw w Polsce, a nawet Europie.


Infrastrukturę uzupełnia jeszcze kilka atrakcji, znajduje się tam również całkiem przyjemny, nowoczesny hotel. 


Całość pozbawiona wydaje się nachalnej komercji i wszędobylskich reklam.

Jednym, słowem - ciekawie, nietypowo, nowocześnie, bez dmuchańców i bez napinki.

Warto polecić.