Zatrzymany czas
Mieliście kiedyś wrażenie, że jesteście w miejscu, w którym czas się zatrzymał dekady temu? Jakby was cofnęło o kilkadziesiąt lat do tyłu?
Teoretycznie wiedziałem, że są takie miejsca, ale nie spodziewałem się, że doświadczę tego osobiście właśnie tu, w Belgradzie.
Konferencja Places and Technologies
Pojawiliśmy się z Justyną i jeszcze kilkorgiem znajomych z trójmiejskich uczelni na Uniwersytecie w Belgradzie z okazji konferencji PT2016, zainicjowanej i regularnie organizowanej przez naszą znajomą profesor - dr Evę Vanistę Lazarević.
Wydział Architektury mieści się w słusznym gmachu z końca wieku XIX, z całym monumentalizem i powagą budynków reprezentacyjnych stawianych w tamtym okresie. Pogoda piękna, gmaszysko skąpane w słońcu, bogate detale gzymsów, portyków, głowic pilastrów i kolumn wydają się aż groteskowe. Nie moje klimaty, ale co tam. W końcu wiele europejskich uczelni mieści się w budynkach z podobnych okresów i o podobnej architekturze.
Ale jest tutaj coś niebywałego, coś nieuchwytnego, co odróżnia tę sytuację od innych podobnych przybytków oświecenia i edukacji, chociażby naszej Politechniki Gdańskiej, czy Warszawskiej.
Nagle - mam! Nie chodzi o budynek, architekturę, pogodę czy porę dnia. Chodzi o zatrzymany czas właśnie! Dociera do mnie, że czuję się, jakbym znalazł się z powrotem w roku 1996 na Wydziale Architektury Politechniki Gdańskiej. W jednej chwili cofnęło mnie o 20 lat.
Ten charakterystyczny look nieodświeżanych od dziesięcioleci elewacji, nieremontowanych drzwi, gablot, ławek, itp. Elementy oświetlenia przypadkowe i nie współgrające ze sobą. Jedna oprawa świeci, inna nie, różne klosze i barwy światła. Jest tak, jak pan konserwator wstawił 10 lat temu. Pieniądze są tylko na najpilniejsze rzeczy, o modernizacji nie ma mowy. Czyżby wiek XXI jeszcze tu nie zawitał?
Przyglądam się baczniej...
|
Wystawa prac studenckich The RIBA President’s Medals Student Awards 2015 |
Powrót do przeszłości...
Coś niesamowitego. Przed oczami przelatuje mi Gdańsk, Warszawa, Poznań, Gliwice z lat 90. ubiegłego wieku. Tak - to ten klimat! Dociera do mnie, że Belgrad, być może reszta Serbii również jest teraz dokładnie w takim momencie rozwoju, w jakim my byliśmy dwadzieścia lat temu.
Przyjmuję tę hipotezę i obserwuję dalej. Obserwuję ludzi, miejsca, ale czy tylko o to chodzi? Zwracam uwagę na wystąpienia na konferencji (współmoderuję dwie sesje, więc obserwacja z interakcją), poziom badań naukowych kolegów i koleżanek architektów / urbanistów / naukowców z Bałkanów, wystąpienia i oficjalną pozytywną propagandę włodarzy miasta. Obserwuję wszystko, i zestawiam to ze spostrzeżeniami Justyny i Gabi.
Na razie jesteśmy zgodni - Serbowie są tu, gdzie my byliśmy dwadzieścia lat temu. Ale czy na pewno? Jest też druga strona medalu. Z jednej strony - zatrzymany czas. A z drugiej - skok naprzód...
Schizofrenia?
Nachodzą nas różne myśli. Tu jest niesamowicie! Belgrad jest tak autentyczny, oryginalny, nieskażony dzikim kapitalizmem i komercją, po prostu szczery! Zróżnicowany, zapuszczony, a jednocześnie tak współczesny...
Dopada mnie niesamowita nostalgia i poczucie jakiejś takiej dziwnej bliskości z otaczającymi mnie ludźmi. A jednocześnie jakiś taki żal i niepewność - czy to co zrobiliśmy w Polsce z przestrzenią, to jest na pewno najlepsze co mogliśmy zrobić? Może szkoda takich miejsc, tego charakteru, który tutaj, w Belgradzie, mam dosłownie na każdym kroku? A może nie da się inaczej i tak musi być? Może Belgrad za jakiś czas też będzie tonął w billboardach i galeriach handlowych z przypadku?
Autentyczność Belgradu, jako miejsca zatrzymanego czasu to jedno. Ale z drugiej strony - obok perełek postmodernizmu i czasów świetności Jugosławii jako komunistycznej riwiery południa mamy nagły skok w czasie i nowoczesność nieśmiało wyłaniającą się w postaci nowych hotelików, knajpek, butików, sklepów... Mamy niesamowicie zaprojektowane i wplecione w miasto tereny zieleni, idealnie współgrające z betonowym i kamiennym środowiskiem. I przykład iluminacji nowoczesnego budynku hotelu, która jest zrobiona z pomysłem, ze smakiem i wyczuciem, które robi wrażenie.
I ta schizofrenia wydaje się działać. Wszystko naturalnie się przeplata, jakoś funkcjonuje, uzupełnia się, stanowi swoiste piękno samo w sobie.
Pozytywna schizofrenia...
Oczywiście nie sposób zapomnieć o tym, że jeszcze w 1999 roku, więc bardzo niedawno, Belgrad przeżył bombardowania NATO, jako reperkusje wobec toczących się czystek etnicznych w Serbii, pokłosie wojny bałkańskiej początku lat 90. XX wieku. Nie szukaliśmy specjalnie miejsc (więc brak zdjęć), które noszą na sobie piętno tamtych czasów, ale one są. I przypominają o tamtej mrocznej dekadzie, która wtedy, jak i teraz, przyprawia mnie wciąż o gęsią skórkę.