wtorek, 28 czerwca 2016

Na północ!

W międzyczasie na spontanie Grzesiek zapragnął pojechać najdalej na północ jak się da.
No to jedziemy.
Po drodze kolejny nudny wodospad - Dettifoss. 



Za to rzeka urokliwa, w kanionie.
I równie ciekawa wycieraczka do obuwia. Przydatna, jak najbardziej.

 

Daleko na tę północ, robi się też coraz bardziej wietrznie, ale ostrzeżeń meteorologicznych nie ma. 
W końcu dojeżdżamy do Raufarhofn, miejscowości leżącej najbliżej przylądka północnego Hraunhafnartangi. Liczy całe 200 mieszkańców. 

 

Przyjeżdżamy akurat w czas ćwierćfinału ME 2016. Mecz Islandia-Anglia, który Grzesiek ma ochotę obejrzeć, bo to nie lada sensacja. Liczyliśmy na jakiś pub z transmisją, no ale w wiosce nie ma żywej duszy, a w jedynej kawiarni, jaką znaleźliśmy siedzą dwie osoby. Turyści z pobliskiego kampingu, jak my.
W miejscowości jest też hotel, ale wtedy jeszcze tego nie wiemy.
No cóż. Odpuszczamy mecz, którego nie da się obejrzeć i jedziemy dalej w kierunku latarni Hraunhafnartangi (tam gdzie gwiazdka na mapie poniżej).







Dwukilometrowy spacer w temperaturze +9 stopni C, siąpiącej mżawce (ale takiej solidnej, podbiegunowej) i napierającym północnym wietrze do przyjemnych nie należy, ale co tam. Idziemy. Szczególnie, że tabliczka na słupku informuje, że w pobliskim i jedynym hotelu Nordurljos można uzyskać certyfikat dotarcia do najdalej wysuniętego na północ miejsca na Islandii.

Ścieżka (a jednocześnie droga dojazdowa do latarni morskiej) wygląda tak:



 

Zastanawiamy się, skąd cały ten śmieć. Ocean wyrzuca? Bo trudno nam podejrzewać Islandczyków o takie niechlujstwo i pogardliwość wobec środowiska naturalnego. To do nich absolutnie niepodobne.
W końcu i docieramy do latarni.



Zamknięta na głucho. Stan techniczny też nie najlepszy. Czyżby opuszczona już na wieki? W sumie tak to wygląda. W każdym razie - 28.06.2016 nie działa. Później w hotelu dowiemy się, że nie działa, bo przecież całe długie podbiegunowe lato jest jasno, więc i światło latarni niepotrzebne. Być może i tak. 

Jesteśmy zaledwie 3 km od koła podbiegunowego północnego, ale dalej już nie da się iść, bo kończy się ląd.
Północny spokój zostaje nagle zakłócony przez stado mew, które od jakiegoś czasu już nas śledziło. Teraz wyraźnie ptaki przechodzą do akcji. Widocznie zmąciliśmy ich poczucie bezpieczeństwa. Po chwili dociera do nas, że to nie przelewki i że ptaki faktycznie się nieźle wnerwiły i zaczynają nas atakować pikując w dół nad głowami.

 

Uznajemy za wskazane oddalić się jak najszybciej.

W drodze powrotnej na kamping towarzyszą nam przyjaźniej nastawione kaczki. A może tylko dlatego, że oddziela je od nas szyba samochodu?




  
Hotel Nordurljos, Raufarhofn.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz